top of page

Wywiad z Panią Prof. Joanną Rokosz - Lechwar


1. Jak to się stało, że wybrała Pani karierę nauczyciela?

- Na pewno ważną rolę odegrały rodzinne predyspozycje, aczkolwiek dawno temu jeszcze nieuświadomione. Mój ojciec był wybitnym nauczycielem, niedoścignionym wzorem, absolutnie wyjątkowym człowiekiem.

Ale na samym początku kierował mną swoisty idealizm, naiwna wiara w możliwość zmieniania świata na lepszy. Oczywiście zderzenie z życiem zabolało nie jeden raz…

Jako dziecko, a potem nastolatka, wyjątkowo mocno bałam się niektórych lekcji, a na innych straszliwie się nudziłam. Pojedyncze mnie natomiast fascynowały. Wtedy wpadłam na pomysł: zostanę nauczycielem, którego uczniowie nie będą się bać, który będzie prowadził interesujące lekcje, który dorówna największym legendom… Oczywiście, nie za bardzo udało się te plany zrealizować!


2. Co ceni sobie Pani w tej pracy najbardziej?

- Podobno to, co pozostało nam z raju, to „dzieci, kwiaty i gwiazdy”. W niektórych uczniach wciąż udaje mi się dojrzeć tę cząstkę „raju”. Na pewno cenię sobie kontakt z młodymi ludźmi i szansę pokazania oraz opowiedzenia im o świecie, który znam i który wciąż sama poznaję. W tej pracy nie da się stać w miejscu, nie można skostnieć. Należy w niej wciąż dokądś i do czegoś dążyć. I to jest jej radosna, aczkolwiek także męcząca strona. Kiedy jednak coś się udaje zapominam o trudzie włożonym w osiągnięcie celu.


3. W jakiej szkole się Pani uczyła? Jakie ciekawe doświadczenia pamięta Pani z tego czasu?

- Uczyłam się w naszym I liceum. Nowodworek to moja szkoła. Poza opisanym już doświadczeniem strachu przed pytaniem, sprawdzianami i pałami, pamiętam cudowny luz, który towarzyszył mi podczas, wtedy obowiązkowych, zajęć chóru i podczas organizowanych spotkań z wybitnymi osobistościami ze świata nauki i kultury. Spektakle szopki, szkolne wycieczki, wyjścia do kina i teatru. To chyba te wydarzenia w szkole najszerzej otwierały moje horyzonty. Mój polonista, prof. Bąk, nazywał podręcznik „biblią ubogich”. Uważał, że podręcznik ogranicza. To właśnie doświadczenie towarzyszy mi od czasów szkolnych: nie powinniśmy się pozwolić niczemu ograniczyć. Powinniśmy poszukiwać i wyciągać wnioski. To chyba najistotniejsze doświadczenie wyniesione z tamtych lat. A drugie, to niesamowite uczucie wszechstronności swojej wiedzy o świecie, po zdanej maturze. Nigdy później nie czułam się tak kompetentna jak wtedy.


4. Skąd przyszedł pomysł na nauczanie właśnie języka niemieckiego?

- Jako dziewczynka marzyłam o nauczaniu języka polskiego. Ale rodzice uważali, że to znajomość języków obcych otwiera drzwi do świata, wówczas tego socjalistycznego, odgrodzonego murami i zasiekami od tak zwanego Zachodu”. To oni namawiali mnie, abym starała się o przyjęcie na filologię germańską. A ja nawet nie lubiłam wtedy języka niemieckiego. W ogóle nie rozumiałam gramatyki. W klasie maturalnej miałam na świadectwie trójkę z niemieckiego. Kochałam za to język rosyjski. Ale nawiązałam wtedy przez przypadek, a raczej dzięki uporowi mojej szkolnej przyjaciółki zakochanej w niemieckim, korespondencyjną znajomość z młodymi ludźmi z Bielefeld. I dostałam od nich prezent: dwupłytowy album z balladami Reinharda Meya, z przepisanymi przez nich tekstami utworów z tej płyty. To w słowach tych ballad odkryłam człowieka, z którego uczuciami i postrzeganiem świata zaczęłam się identyfikować. Nagle język niemiecki przestał być nudnym językiem wrogów, okupantów, nazistów. Stał się językiem, w którym mogłam czuć, coś przeżyć. I pomyślałam, że to bardzo cenne i szkoda, aby się to zmarnowało. Uważałam, że trzeba przekazać to dalej i ta filologia może być ciekawym wyborem.


5. Skoro mówimy o muzyce… Jedną z rzeczy, którą uczniowie niemieckiego wspominają z Pani lekcji to częste słuchanie niemieckojęzycznych piosenek. Czy to właśnie ballady Reinharda Meya zainspirowały Panią do stosowania takiej metody?

Właśnie te ballady :) Przekonanie o tym, że język służy do opisywania tego, co nam w duszy gra. A gra różnie: czasem lirycznie, czasem nostalgicznie, czasem buntowniczo, a czasami z humorem lub satyrycznie. Myślę, że przez muzykę i za sprawą piosenki można niesłychanie wiele wyrazić i przeżyć. No i doskonale zapamiętuje się słownictwo, żywe słownictwo. Dlatego szukam piosenek na każdą okoliczność.


6. W jaki sposób angażuje się Pani w ramach szkolnych i pozaszkolnych akcji?

- Nieustająco zmuszam swoich uczniów do realizacji rozmaitych projektów i do udziału w różnych konkursach. Robię to z przysłowiowym „uporem maniaka”, zawsze obiecując sobie, że to już ostatni raz...


7. Co, Pani zdaniem, może dać uczniom współpraca szkoły z takimi organizacjami jak ZFA?

- Ogromną szansę zdobycia umiejętności językowych, zwłaszcza w kontakcie z nativem, poszerzenie horyzontów, przełamanie stereotypów, a w przyszłości – jestem pewna – rozwoju kariery zawodowej. To wielki, niedoceniany przez wielu dar.


8. Jak Pani zareagowała na ogłoszenie listy Profesorów Oświaty w tym roku? Co znaczy dla Pani ta nagroda?

- Ogromnie się wzruszyłam. Zwłaszcza, że telefoniczna informacja dotarła do mnie w pociągu relacji Gdynia-Kraków, podczas powrotu z obozu językowego w Jastrzębiej Górze, a więc w okolicznościach raczej mało oficjalnych. Odebrało mi mowę. I z pewnością miałam dziwny wyraz twarzy, a moja reakcja musiały być niestandardowa, bo towarzyszące mi panie profesor Anna Maria Kyzioł i Katarzyna Żywiecka-Górka zaczęły z niepokojem dopytywać: „Co się stało?”. A ja nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. :)


9. Co oznacza dla mnie to wyróżnienie?

Nie czuję się przez to ani wyjątkowa, ani inna, ani lepsza, ale ogromnie cieszy mnie ten fakt. Nadał nowy, nie ukrywam, wymarzony sens długoletniej pracy. Być może trudno w to uwierzyć, ale ta praca zawsze wypełniała i nadal wypełnia moje życie po brzegi. Czasami także mocno dołując. W tej chwili te wszystkie doły i porażki przestały się liczyć.


10. Co lubi Pani robić w czasie wolnym od nauczania?

- Przebywać nad morzem albo wśród kwiatów, patrzeć w niebo, kiedy widać na nim gwiazdy. To podczas wakacji. A tak wieczorami słucham muzyki, czytam, oglądam filmy, sprzątam, piorę, gotuję, rozmyślam, martwię się o wszystkich i wszystko… :)


11. Czy ma Pani ulubione książki, bądź filmy? Jeśli tak, to jakie?

- Ojej! Jest ich tak wiele! Poza tymi lekkimi, pisanymi niegdyś przez Joannę Chmielewską, jako pierwsze przychodzą mi do głowy „Władca pierścieni”, „ Mały książę”, „Mistrz i Małgorzata”, „Przeminęło z wiatrem”, „Momo”... Chyba mogłabym jeszcze długo wymieniać. Uwielbiam też „Lalkę” i jej ekranizację z Jerzym Kamasem w roli pana Wokulskiego. Spośród filmów na pewno „Noce i dnie”. W ogóle ekranizacje wielkiej literatury bardzo przemawiają do mojej wyobraźni. Bardzo lubię film „O północy w Paryżu”, ogromnie identyfikuję się z jego przesłaniem. Co jeszcze? „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”, „Amelia” , „Za jakie grzechy dobry Boże”, „12 małp”, „Rzymskie wakacje”, „Seksmisja” … Może wystarczy tego wymieniania, bo się za bardzo rozkręcam!

Pewnie będziecie się ze mnie śmiać, ale zawsze z ogromną przyjemnością oglądam filmy Disneya:) I seriale typu „The Good Doctor”.


12. Jakie miałaby Pani ciekawe rady dla uczniów naszej szkoły?

- Nie wiem, czy zostaną odebrane jako ciekawe, ale miałabym kilka: przede wszystkim zakochujcie się w ludziach, a nie w swoich wyobrażeniach o nich. Nie poddawajcie się, kiedy świat wali się na głowę. No i nie bądźcie zbyt surowi dla siebie i swoich bliskich. Jeśli trzeba, idźcie pod prąd. I nie dajcie się głupocie...


Wojciech Seweryn



Comments


bottom of page