Karol Mirecki
Po fatalnych eliminacjach na nadchodzące mistrzostwa Europy polska reprezentacja może się na nie jedynie dostać. Niezależnie od wyników baraży te kwalifikacje są kompromitacją.
20 września 2023 roku prezes PZPN Cezary Kulesza powierzył misję bycia selekcjonerem polskiej kadry narodowej Michałowi Probierzowi. Znali się już wcześniej, Probierz był trenerem Jagielloni Białystok w czasie, gdy sam Kulesza był prezesem jej zarządu. Przejął on reprezentację w bardzo trudnym momencie. Polacy tracili właściwie szanse na bezpośredni awans na Euro ze swojej grupy eliminacyjnej. Przypomnijmy, że jeszcze na początku roku 2023 była nazywana „grupą śmiechu”, z której „wyjdziemy nawet bez selekcjonera” (w tym czasie trwały poszukiwania następcy Czesława Michniewicza). Debiut Probierza na ławce trenerskiej zakończył się dwubramkowym zwycięstwem nad Wyspami Owczymi. Jednakże remisy kolejno z Mołdawią i Czechami (oba mecze rozegrane u siebie) przekreśliły szansę na bezpośredni awans na mistrzostwa rozgrywane w Niemczech.
Ze względu na swoją sytuację w Lidze Narodów białoczerwoni mogą zakwalifikować się na turniej poprzez grę w barażach. W losowaniu, które odbyło się 23 listopada do pary z Polską przyporządkowana została Estonia. W przypadku zwycięstwa nasza reprezentacja zmierzy się w finale rozgrywanym przeciwko Finlandii lub Walii. Drużyna, która wygra to spotkanie zakwalifikuje się na Euro.
Estonia teoretycznie nie powinna sprawić polskiej kadrze większych problemów. Takie wnioski można wyciągnąć, jeśli spojrzy się na ranking FIFA. Teoretycznie to niestety słowo klucz. Teoretycznie nie da się nie wyjść z grupy, w której najpoważniejszym rywalem są Czechy i Albania. Teoretycznie też nie możliwym jest nie wygrać chociaż jednego z dwóch meczy rozgrywanych z Mołdawią. Nasza kadra zdołała jednak udowodnić, że teoria nie jest zbieżna z praktyką. Dlatego baraże są olbrzymią niewiadomą. Wprawdzie pod wodzą Czesława Michniewicza potrafiliśmy pokonać Walię dwukrotnie w Lidze Narodów, ale w obecnej formie, również psychicznej, naszej kadry powtórzenie tego wyniku wcale nie jest przesądzone. Podobnie rzecz ma się w przypadku hipotetycznego starcia z Finlandią. Ostatnim razem wygraliśmy z nią 5:1. Było to jednak w 2020 roku. Inna Polska.
Załóżmy jednak, że kadra kwalifikuje się na euro. Czy będzie tam lepiej? Nie do końca. Nasza reprezentacja trafiła do „grupy śmierci”. Oprócz zwycięzcy naszej grupy barażowej zagrają w niej Holandia, Francja i Austria. W żadnym z tych, wciąż hipotetycznych, starć Polska nie jest faworytem.
Tak więc niezależnie od tego, który scenariusz ostatecznie się urzeczywistni, łatwo nie będzie. Być może okaże się, że to paradoksalnie dobre rozwiązanie. Po okresie szczęścia w meczach i losowaniach musi przyjść czas twardej weryfikacji faktycznego poziomu naszej drużyny narodowej.
Comentários