top of page

Sztuka Ewolucji




Jeszcze w październiku, przy okazji wizyty w MOCAK-u, miałem okazję posłuchać rozmowy dwóch panów, żywo dyskutujących obok mnie. Spierali się o to, czy sztuka powinna się zmieniać, a jeżeli tak, to czy powinna wyglądać zupełnie inaczej niż kiedyś. Jeden z nich zaciekle bronił swojej teorii, która zakładała, że niedługo artyzm stanie się jedynie źródłem dochodów dla desperatów poszukujących pilnie zarobku, a wszystkie emocje, które dotychczas mu towarzyszyły, schowają się za żądzą pieniądza. Drugi z nich, choć z mniejszą ekspresją, nieco mamrocząc, twierdził, iż każdy ma prawo do wyrażania własnego zdania, w tym także do własnej twórczości. Brzmi to jak utarty slogan, ale czy nie przezwyciężył on argumentu wysuniętego przez pierwszego z rozmówców?


Wszystko na świecie ulega zmianie. W dobie pandemii, niemalże z dnia na dzień, dowiadujemy się o nowych formach walki z koronawirusem, w Internecie zauważamy ciągle rosnącą liczbę zgonów z jego powodu, a w telewizji możemy usłyszeć informacje o szczepionce oraz ustalenia, kto, kiedy i dlaczego ją przyjmie. Po krótkiej chwili wiemy już, że w najbliższym czasie osoby niepełnoletnie poczekają do szesnastej i dopiero wówczas, licząc na ściemnienie się na zewnątrz i nienajlepszy wzrok wirusa, będą mogły opuścić cztery ściany swoich domów.

Kiedy w muzeum stałem naprzeciw jednego z obrazów z kolekcji Pawła Althamera i Artura Żmijewskiego, widząc nie do końca łatwą do interpretacji treść, zdałem sobie sprawę, że zamiast żalu i chęci zmiany przyzwyczajeń powinniśmy czuć wstyd. Wstyd, że nie potrafimy zrozumieć i nie chcemy na chwilę niejako zrosnąć się z tym, co na płótnie i spróbować odczytać, często na pierwszy rzut oka zagmatwaną, mieszaninę kolorów i znaczeń. Przecież każdy odcień na obrazie, każdy kontur i często celowo niedomalowany kształt pochodzi od twórcy lub twórczyni. Od człowieka, który poświęcił na to najcenniejszą z możliwych walut – emocje. Zapewne też tego samego oczekuje ze strony odbiorcy.


Podobna sytuacja miała miejsce na początku XX wieku, wraz z narodzinami awangardy. Ówczesny nowy nurt, który wykreował nieznane wcześniej sposoby na wyrażanie swoich pomysłów w formie sztuki, dziś ma się bardzo dobrze, zjednując sobie na całym świecie coraz liczniejsze grono sympatyków. W czym tkwił problem? Otóż podobnie jak dziś, większości odbiorcom przeszkadzała oryginalność. Powodowała ona bowiem to, że powstawały dzieła niezrozumiałe, inne, różniące się od klasyki. Potrzebowaliśmy trochę czasu, by do niego przywyknąć, a wynikało to głównie z naszego duchowego lenistwa. Niezgoda na tamte rozwiązania spowodowana była brakiem nie tyle umiejętności interpretacyjnych (choć w niektórych przypadkach owszem), co zwyczajnych chęci.

Skoro kiedyś popełniliśmy swego rodzaju błąd, każąc długo czekać awangardzistom na nasze zrozumienie, dlaczego dziś nie wyciągamy wniosków? Wiadomo, sztuka współczesna nie zawsze jest w pełni etyczna, czy w pełnym tego słowa znaczeniu wartościowa, ale to tak, jakby naszą rasę, która przecież też ewoluuje, utożsamiać z największymi zbrodniarzami w dziejach ludzkości albo działania człowieka uważać za całkowicie bezmyślne, zważając tylko na użycie bomb atomowych przeciwko dwóm japońskim miastom. Rzecz jasna, obecnie również żyją wśród nas jednostki, które swoim postępowaniem, przypominają tyranów z przeszłości, chociaż stanowią one mniejszość i tylko prawdziwy hipokryta mógłby ze względu na nich uznać całość ludzkiej rasy za niebezpieczną.



Wspomniani na początku panowie po chwili zawiesili rozmowę i przeszli do drugiej sali. Skierowałem się więc za nimi w nadziei, że będą kontynuować. Nic jednak już nie powiedzieli, ale konfrontację wygrał prawdopodobnie pan ,,wolność słowa i twórczości”, gdyż jego towarzysz zaczął wpatrywać się w obrazy z coraz większym zaangażowaniem. Po chwili ja również przypomniałem sobie po co tu jestem i poszedłem w jego ślady, niezmiernie się radując, że byłem świadkiem pierwszej refleksji nad tą sztuką.


Muzea obecnie pozostają zamknięte, a każde artystyczne wydarzenie dostępne jest jedynie wirtualnie. Przykładem może być tegoroczny Wiedeński Koncert Noworoczny, którego formuła znacznie różniła się od tych z poprzednich lat. Przed jego rozpoczęciem chętni mogli zarejestrować się na stronie My New Year’s Concert i na żywo oklaskiwać muzyków za pomocą komputera, tabletu czy telefonu. Brawa słyszalne były w Sali Musikverein dzięki zamontowanym po obu jej częściach systemom nagłośnienia. Oprócz tego organizatorzy umożliwili wysłanie zdjęcia prezentującego emocje związane z koncertem. Wybrane z nich zostały wyświetlone podczas aplauzu. Wydarzenie to, choć także zmodyfikowane, potrafiliśmy zrozumieć i nawet się w nie zaangażować. Kiedy wszystko wróci do normy, będziemy mieli niepowtarzalną szansę, by pojąć sztukę współczesną. Lepiej się pospieszyć, nim znów coś się zmieni lub ponownie zostanie nam odebrana możliwość bezpośredniej obserwacji (jakby nie było) Sztuki, niezależnie od jej starszej czy nowszej odmiany.


Mikołaj Ługowski

Comments


bottom of page