Zastanawiał się często jak to być kimś podobnym, jak to być zupełnie normalnym człowiekiem, zdrowym na umyśle wśród tak skomplikowanego świata posiadającego tyle niewytłumaczalnych mechanizmów.
Odkąd stracił idee optymistycznego postrzegania życia - jakaś część jego wewnętrznej duszy umarła poprzez okrutny koncept świata i jego sztucznej dobroci.
Codziennie stawał się marniejszą wersją siebie wykonując powtarzalne czynności z pełną wycieńczającą precyzją.
Dzisiaj nastał kolejny dzień - dla wielu szczęśliwy i radosny lecz dla niego bezbarwny, noszący pustkę. Zmuszony opuścić swe brudne miejsce pracy, gdzie godzinami starał się wynaleźć słowa opisujące nowe idee i wartości świata, które teraz być może oparte są na fałszywych przekonaniach.
Wstał. Ubrał dokładnie wyprasowany garnitur przeznaczony tylko na dobre i pozytywne okazje, które zdarzały się rzadko. Wyszedł ze swojego domu - osobnego świata na tej planecie - z innej rzeczywistości.
Przechodząc ulicą, promyki słońca chciały wkraść się w zakamarki jego duszy, lecz ten przygnębiony jak zawsze szedł dalej. Zgarbiony i chcący mieć już za sobą to spotkanie z realną rzeczywistością.
W końcu przed jego oczyma stał budynek - wielki z zewnątrz, przytłaczający wewnątrz.
Z niewytłumaczalnych powodów wywierał podziw i lęk jednocześnie.
Wziął głęboki oddech I wszedł do ceglastego budynku, a zewsząd raziło go słońce odbijające się w dużych czystych oknach. W środku hałas i natłok męczyły nie tylko jego lecz większość osób będących tam. Jedynie małe istotki, brudne na twarzy najpewniej z czekolady - teraz biegały z uśmiechem na buzi, wygłupiając się cały czas. Denerwowały go te wszystkie zachowania, ale starając się nie marnować swojej energii, szedł dalej - przed siebie.
Jechał po ruchomych schodach mając widok na całe to miejsce - komercyjną pułapkę społeczeństwa.
Kiedy wjechał na górę, skierował się dalej, a stres i niecierpliwość narastały w nim. Marynarka przylepiająca się do jego ciała powodowała, że wciąż było mu gorąco, a po jego czole zlatywały krople ciężkiego potu.
Pomieszczenie znajdowało się przed nim.
Wszedł i zobaczył skrawek papieru. Wziął go do ręki i zaczął szybko przemykać oczami po tekście zaciskając go coraz mocniej. Czytał powtarzając ciągle czynność. Chciał pojąć słowa, które od tak dawna chciał usłyszeć, które ożywiły jego duszę.
Nagle opadł z sił, znajdując wreszcie ukojenie i siebie.
Może nie każdy koncept świata jest zły - pomyślał sobie.
Martyna Lichosik
Comentarios